W dzisiejszych czasach dostęp do internetu zaczyna być jak chleb powszedni. Oprócz telefonów coraz popularniejszym rozwiązaniem dostarczania internetu są małe i przenośne routery umożliwiające szybki dostęp do sieci w każdym miejscu. Dziś sprawdzę działanie urządzenia TP-LINK M7200.
Wygląd urządzenia oraz zawartość opakowania
Kiedy tylko dostałem do testów router TP-LINK M7200 stwierdziłem, że nie wyróżnia się on niczym od konkurencji. Produkt jest tak samo mały jak inne routery, ale to nie powinno nikogo dziwić. Zacznijmy od pudełka, które jest nieduże. Wyraziste kolory (miętowy-żółty) obrazują urządzenie oraz podkreślają wyraźne cechy modelu M7200. Mowa oczywiście o samej obsłudze LTE oraz prędkości transmisji wynoszącej DL 150MBPS i UL 50MBPS. Firma TP-LINK na pudełku umieściła jeszcze jedną ważną informacje. Produkt posiada 3 letnią gwarancję, co jest zdecydowanym plusem tego produktu.
Po rozpakowaniu pudełka w środku znajdziemy router TP-LINK M7200, baterię 2000 mAh wraz z kablem na wejście microUSB. Warto dodać, że bateria jest demontowalna i nie mamy tutaj żadnych szufladek na kartę sim. Samo urządzenie przypomina niewielką kostkę mydła. Próbując znaleźć jakieś określenie na nową nazwę tego urządzenia spytałem osoby postronne co przypomina im model M7200. Usłyszałem, że jest to taki rzadki kamyk ze strumienia w górach. TP-LINK M7200 wykonany został z matowego materiału o chropowatej powierzchni. Mamy tutaj również imitacje „szkła” zarówno na przodzie jak i na tyle urządzenia. Bardzo mi się podoba wykonanie urządzenia, które idealnie komponuje się z czarnym skórzanym portfelem. Na przedniej części oprócz chropowatej powierzchni widzimy „szklany” wyświetlacz pokazujący 3 ikonki informujące nas o statucie urządzenia w danym momencie (poziom naładowania, statucie sieci radiowej, połączeniu z siecią). Z przodu na dolnej części routera znajdziemy przycisk włączania i wyłączania. Niestety dużym minusem jest kolor powiadomień, jest on „praktycznie” niewidoczny w dni słoneczne, a przecież właśnie w takie dni chętnie korzystamy z plenerów, spacerów czy biwaków.
Po zdjęciu pokrywy, która ma specjalne „wgłębienie” na paznokieć widzimy baterię. Pod nią widzimy również malutki guziczek osadzony w środku urządzenia z napisem „Reset”. W sytuacji, gdy nasze urządzenie nie działa najlepiej możemy je zresetować, czyli przywrócić ustawienia fabryczne. Tuż pod akumulatorem znajdziemy oczywiście wszelkie znaki towarowe, numer imei, hasło do naszego WiFi oraz dokładne oznaczenie modelu M7200. Wszystko dokładnie tak samo jak w przypadku innych bezprzewodowych i mobilnych routerów. O samym urządzeniu oraz jego wyglądzie tyle. Dobrze wykonany, nie trzeszczy podczas użytkowania. Niestety z minusem za powłokę z ikonami, która na dłuższą metę będzie łapać rysy. Nie jest to jakiś większy problem, ale szkoda urządzenia.
Możliwość konfiguracji routera TP-Link M7200
Niezależnie od tego czy łączymy router z laptopem czy telefonem zawsze możemy wejść bezpośrednio w kreator ustawień, w którym poznamy wszystkie szczegóły TP-Link M7200 „od wewnątrz” – aby to zrobić, wystarczy wpisać w przeglądarce konkretnego urządzenia http://tplinkmifi.net – co spowoduje uruchomienie w przeglądarce przejście na stronę z logowaniem. Hasło w tym przypadku (jak i wielu innych, gdyż są to zazwyczaj proste hasła) to: admin. Po zalogowaniu będziemy mieli możliwość je oczywiście zmienić.
Niestety w oczy rzuca się język, a raczej jego brak. Producent nie dodał języka polskiego, co dla wielu Polaków może być problemem. Tym bardziej, że są to zwroty niecodziennego użytku nawet w języku angielskim. Taka sytuacja często ma miejsce – liczę jednak, że producent dopracuje to wysyłając aktualizację oprogramowania wraz z poprawką.
„Szwendając” się po całym kreatorze możemy znaleźć nie tylko status połączenia GSM, status WiFi oraz ilość przesłanych danych. W górnej części okna widać ikony informujące o jakości połączenia z Internetem, SMS-ach, stanie baterii i liczbie urządzeń podłączonych do WiFi. W skrócie taki standard względem większości konkurencyjnych urządzeń. Gdy wiele osób zastanawia się jak skonfigurować swój lokalny bezprzewodowy router bez wyświetlacza – odpowiadam: Właśnie tak. Mamy tutaj naprawdę wiele możliwości. Przykładem może być np. zmiana nazwy naszego urządzenia, która w przypadku routerów z ekranem dotykowym możliwa jest bezpośrednio z poziomu samego sprzętu (przykład NeatGear AirCard 810s).
W innej części kreatora możemy wybrać formę komunikacji 3G lub 4G, zwane dalej LTE. Urządzenie posiada również ustawienia DHCP, czyli blokowanie dostępu dla nieznajomych, którzy próbują „w tajemniczy sposób” połączyć się z naszym urządzeniem. Zwróćmy uwagę, że możemy tutaj również dodać takie numery IP na „czarną listę”. Te oraz inne funkcje umożliwiają nam pełną obsługę naszego urządzenia.
Urządzenie nie wyróżnia się zbytnio na tle konkurencji. Brakuje tutaj lepiej (podświetlanych) ikonek. Szkoda, że producent nie pokusił się o wyświetlacz, nawet taki prosty analogowy z podstawowymi informacjami. Sposób obsługi urządzenia jest naprawdę prosty, problemem może być jedynie brak języka polskiego, który ułatwiłby współpracę wszystkim użytkownikom.
Bateria TP-Link M7200
Jako bank energii mamy tutaj akumulator 2000 mAh, który w zupełności wystarczy na 8 godzin pracy. Oczywiście nigdy nie jest tak kolorowo, jakbyśmy chcieli. Ten czas zależy głównie od ilości podłączonych urządzeń oraz oczywiście od zasięgu WiFi. Na szczęście nie wiele osób wie, że TP-Link pomyślał o pewnej formie oszczędności baterii. W oknie kreatora mamy możliwość włączenia oszczędzania baterii.
Osobiście nie korzystam ciągle 8 godzin z urządzenia. Warto wyłączać sprzęt lub jak oferuje nam strona ustawiać czas kiedy sprzęt powinien samoczynnie wyłączyć sieć WiFi. Czy można zatem stwierdzić, że jest to słaby wynik? Według mnie nie. Możliwość oszczędzania baterii to dodatkowy plus, niestety osobiście uważam, że nie wiele klientów z niego skorzysta.
Podsumowanie
Test urządzenia TP-Link M7200 wzbudził we mnie lekkie zażenowanie. Nie jest to spowodowane samym produktem, po prostu wcześniej korzystałem ze znacznie droższego sprzętu i moje wymogi były nieco wyższe. Na TP-Linka M7200 spojrzałem jednak z innej strony. Czy mogę kupić coś innego za 250 zł? Stwierdziłem, że tak. Z jednej strony urządzenie jest wykonane w dość prosty sposób i mały do każdej kieszeni. Mimo tworzywa sztucznego nic nie trzeszczy, a imitacja chropowatej powierzchni dobrze i pewnie leży w ręku. Mój wcześniejszy router dość krótko trzymał na baterii, dlatego 8 godzin (a niekiedy nawet i 10) przemawiają do mnie każdego dnia. Miły ukłon ze strony producenta, że gwarancja wynosi 3 lata. Widać, że TP-Link jest bardzo pewny swoich produktów, a to dobrze świadczy o koncernie. Kolejnym zaskoczeniem jest dla mnie ciekawy interfejs, dostępny po linku w przeglądarce komputera lub telefonu. Niestety tak mały produkt nie obszedł się bez minusów.
Na pierwszy rzut oka irytuje mnie fakt, że częściowa powłoka posiada materiał, który będzie podatny na rysy. Skoro jesteśmy już przy wykonaniu, a właściwe przedniej obudowie – to w dni słoneczne ciężko dostrzec status połączenia/baterii wyświetlany zielonym kolorem. Wystarczyło, żeby producent pokusił się o inne lampki, np. białe. Brak wsparcia dla Polaków w kwestii języka niestety może lekko dopiec wielu użytkownikom. Kończąc – uważam, że cenna mogłaby być ciut niższa – sądzę, że będzie ona spadać, ale na ten moment około 250 zł to trochę za dużo. Nie mogę napisać, że nie polecam produktu, bo router TP-Link M7200 reprezentuje sobą całkiem przyzwoite urządzenie, które przede wszystkim spełnia swoją rolę, czyli udostępnianie internetu. A właśnie o to chodzi w takich urządzeniach, dlatego warto rozważyć zakup routera TP-Link M7200.