Mając na myśli kontrolę Internetu czy filtrowanie treści mamy na myśli przede wszystkim Chiny i Iran. W kraju tym dba się o umieszczane w sieci treści i blokuje te, które w jakikolwiek sposób nie pasują do przepisów prawnych.
Radykalne ograniczenie wolności spotyka się z sprzeciwem wśród Internautów Estonii. Pierwszą zmianą opisaną w specjalnym dokumencie ma być ochrona intelektualna. Niestety przesłany dokument przez EDRi zawiera bardziej surowe blokady. Internauci twierdzą, że ma to być forma ograniczenia ich wolności słowa i wypowiedzi, które gwarantuje Komisja Europejska.
Drugą nałożoną dyrektywą ma być tzw. podatek od linków nazwany również dodatkowym prawem autorskim. Ma to służyć zabezpieczeniu modelu biznesowego prasy, a to ma zagwarantować ścisłe prawa autorskie do wszelkich form publikacji. W praktyce okazuje się, że działalność serwisów np. Google News zostałaby zablokowana i uniemożliwiona. Jedynym odstępstwem miałoby prawo do zapisu cytatu na potrzeby recenzji czy krytyki jednak takim prawem mieli by być objęci jedynie wydawcy – kwestia ta jednak nie została jeszcze szczegółowo określona i trwają prace, aby dostosować tę propozycję do ochrony własności intelektualnej.
Największe zagrożenie ma jednak stanowić filtr wgrywania plików. Dokument przedstawia dwie alternatywne opcje takiego rozwiązania. Pierwsza jest zgoda z przepisami Komisji Europejskiej i zakłada, że każdy właściciel serwisu dostarczającego treści musiałby zastosować filtr, który chroniłby przed publikowaniem treści chronionych prawami autorskimi. Druga propozycja jest bardziej restrykcyjna i zakłada, że wszelkie serwisy, które umożliwiają udostępnianie Internautom własnych treści do Internetu zostałyby zablokowane.
Walka z przymusowym filtrem trwa. Członkowie UE boją się, że stosowanie filtrów rozprzestrzeni się na inne kraje, co spowoduje, że Internet dzisiaj nie będzie taki sam za jakiś czas, a działacze EDRi twierdzą, że filtry mają na celu ochronę intelektualną i walkę z prawami autorskimi.
Źródło: statewatch.org