Czy wygląd dzisiejszych telefonów może nas jeszcze czymś zaskoczyć?

pixabay.com.pl

W pierwszych latach XXI wieku mieliśmy prawdziwy wysyp telefonów komórkowych. Koncerny takie jak Samsung, Nokia, Siemens i wielu innych produkowało dziesiątki urządzeń. Myślicie że, dziś mamy ich jeszcze więcej? Postanowiłem to sprawdzić.

 

Odwiedziłem popularny serwis zagraniczny GSM Arena, wybrałem zakładkę Samsunga i wyświetliłem sobie wszystkie modele. Wynik mnie trochę zadziwił, 13 podstron, gdzie każda z nich to 85 urządzeń. Dużo? Większość z nich to telefony zeszłych generacji, o których na dobrą sprawę już nie za bardzo pamiętamy. LG może się „pochwalić” 10 podstronami, natomiast sławny fiński koncern ma już „tylko” 7. Chociaż w tym wypadku liczba wyświetlanych modeli per strona jest też niższa. Zacząłem przeglądać niektóre kategorie i zauważyłem, że sporo urządzeń było „oryginalnych”, nie chcę pisać brzydkich, bo jak wiadomo, każdy swój gust ma. Jednym ze znakomitych przykładów jest produkt firmy Nokia, model 7280.

fot.commons.wikimedia.org

Przyznacie sami, że niezłe dziwadło. Co powiecie zatem o serii telefonów Xelibri od Siemensa? Poniżej dwa przykładowe modele. Ciekawskim polecam przejrzenie całej serii tych urządzeń, bo pozostałe są również całkiem „oryginalne”.

fot.creativecommons.org
fot.creativecommons.org

Oczywiście to tylko przysłowiowy szczyt góry lodowej, podobnych „feature phonów” było znacznie więcej. Część z nich została zaprojektowana przez projektantów jako element ubioru (Xelibri), inne powstały dla osób, które chciały się wyróżniać, a jeszcze inne dla osób zamożnych. Żeby nie być gołosłownym świetnym przykładem jest tutaj Vertu, firma córka innej dużej firmy – Nokii. Telefony te działały o zmodyfikowany soft standardowych telefonów oraz bazowały na podzespołach telefonów fińskiej firmy Nokia. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, większość z tych telefonów miała rubinowe podstawki pod klawisze czy szafirowe szkła. Te ostatnie są o tyle ciekawe że, są niesamowicie odporne na zadrapania i rysowanie, w skali twardości Mohsa uzyskują bardzo wysokie trzecie miejsce, zaraz po rzadkim minerale nazywanym moissanit oraz oczywiście diamencie. Główną przeszkodą jeśli chodzi o masową produkcję takich szkiełek dla dzisiejszych telefonów, jak słusznie się domyślacie drodzy czytelnicy, jest oczywiście cena.

fot.creativecommons.org

Przejdźmy zatem do ery smartfonów. Tu już znacznie ciężej znaleźć coś oryginalnego. Powód jest oczywiście banalny, urządzenia te charakteryzują się dużymi wyświetlaczami, które zajmują większość obudowy. Przyznam że, sporo oczekiwałem po koncepcie modularnych telefonów. Pomysł nie jest nowy i pierwsze wizje pojawiły się lata temu, a nadzieja na jakąś nowość zakiełkowała wraz z zapowiedzią Google Ara. Niestety projekt został anulowany. Cel jest prosty i moim skromnym zdaniem bardzo interesujący. Mianowicie większość tego typów projektów zakładała stworzenie urządzenia, które sprzedawane byłoby w podstawowej konfiguracji, zaś końcowy użytkownik mógłby dokupić odpowiednie moduły instalowane na plecach urządzenia przy użyciu silnych magnesów. Mógłby być to lepszy aparat, więcej pamięci RAM czy usunięcie nieużywanych modułów (na przykład GPS) by dołożyć mocniejszą baterię. Wielka szkoda, że większość z tych projektów „umarła”, być może wynikało to z presji większych producentów, któż z nich chciałby tolerować urządzenie, którego użytkownik mógłby dołożyć pamięci, czy wymienić niektóre moduły by jego smartfon dorównywał lub przewyższał pod względem parametrów nowe urządzenie? Nie od dziś wiadomo że pieniądz rządzi światem.

Pierwszym i póki co ostatnim takim zaskoczeniem dla mnie była premiera telefonu Yota Phone 2. Sam pomysł jest niezwykłe interesujący, bowiem mamy dostęp do urządzenia z dwoma wyświetlaczami. Sam pomysł nie jest oczywiście nowy, w czasach boomu na telefony z klapką była to norma. Główny wyświetlacz był widoczny po rozłożeniu urządzenia, zaś drugi sporo mniejszy służył do odczytywania SMSów czy powiadomień oraz pokazywania aktualnej godziny, w przypadku urządzenia rosyjskiej produkcji, sieci Yota (tak, tak!) mamy dostęp do dwóch wyświetlaczy, jeden to AMOLED o przekątnej 5 cali oraz drugi, działający w oparciu o technologie e-ink o przekątnej 4,7 cala.

fot.yotaphone.com

Pomysł wydaje się nietrafiony, jednak do dziś telefon cieszy się sporą popularnością, ponieważ tylny wyświetlacz służy nie tylko do wyświetlania e-booków, ale możemy wyświetlić na nim każdą treść jak na pierwszym ekranie, oczywiście oglądanie filmów czy granie mija się z celem, ale wyświetlanie widżetów czy przeglądanie stron lub menu jest w porządku, szczególnie w wypadku gdy bateria prosi o pilne podładowanie, ponieważ ekran e-ink pobiera zasilanie wyłącznie wtedy, gdy zmieniana jest jego zawartość. W momencie premiery jego cena oscylowała w granicach 3000zł, dziś można go kupić za równowartość około 100 dolarów w popularnym chińskim serwisie aukcyjnym AliExpress, przy czym jego parametry będą wystarczające dla większości standardowych użytkowników.

Co dalej? Nie zanosi się na drastyczną zmianę trendów, smartwatche nie cieszą się większą popularnością i wcale się temu nie dziwię. Do ładowania telefonu codziennie już się przyzwyczailiśmy, ale ilu osobom odpowiada ładowanie w takim trybie zegarka? No właśnie. Sądzę że, przez kilka następnych lat będziemy po prostu uczestniczyć w wojnie klonów, a dalej, kto wie? Smartfony z wyświetlaczami holograficznymi działające w chmurze? Telefony w formie czipów, wszczepiane pod skórę? Nie wiem jak wy, ale ja to jednak chyba zostanę przy starej Nokii.

Źródło: Opracowanie własne

Autor: Łukasz Korab

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj