Test słuchawek Trust Rune Illuminated – Podświetlane słuchawki przeznaczone dla?

Słuchawki Roccat Rune Illuminated

Czy około dwóch lat temu ktokolwiek by pomyślał, że Trust zacznie tworzyć w miarę sensowne produkty przeznaczone dla graczy? Cofniemy się do początku tego roku, w którym firma postanowiła wypuścić słuchawki „Rune Illuminated”.

Producent ze swoimi akcesoriami raczej nie celuje w sam high-end, a chce do siebie zwabić średnio ogarniętych graczy ciekawym designem czy też świecidełkami – taka jest większość produktów firmy Trust. Od dzisiejszego produktu nie oczekuję wiele, pewne cechy można wywnioskować patrząc na opakowanie.

Tabela z danymi Trust Rune Illuminated
Tabela z danymi Trust Rune Illuminated /fot. Trust

Opakowanie

Klasyczna prostokątna bryła wykonana z szarego kartonu, bez możliwości zobaczenia naszego produktu. Ten dostarczany jest w najzwyklejszej, cienkiej i denerwującej plastikowej wytłoczce haczącej o opakowanie, przez co trudno jest wyjąć produkt – kabel również nie jest w żaden sposób przytwierdzony do ów wytłoczki, dodatkowo utrudniając tę sprawę. W opakowaniu dostajemy broszurę, naklejkę z logiem Trust oraz kartę gwarancyjną w kilkunastu językach.

Pierwsze wrażenia

Plastik, plastik i jeszcze trochę błyszczącego plastiku. Na całe szczęście nic nie lata, mikrofon nie opada, a słuchawki po 2 tygodniach testów nie połamały mi się w rękach – więc nie jest najgorzej. W tym modelu nauszniki są składane, co pozwala zaoszczędzić miejsce w torbie, plecaku tym samym zwiększając komfort w podróży. Zauważyłem też bardzo długi kabel, do którego jednak przejdziemy później.

Nauszniki

I dochodzimy do najgorszej części słuchawek. Małe, cienkie i sztywne pady nie ułatwiają z pewnością odsłuchu, który również nie powala. Nacisk na głowę jest za duży, przy zluzowaniu mięśni szczęki ta sama mi się otwiera z powodu właśnie tego nacisku na żuchwę. O tyle dobrze, że nauszniki możemy regulować, jeśli chodzi o ich pozycję na pałąku. Z racji wykorzystania błyszczącego plastiku, ten przez swoją statyczność perfekcyjnie wręcz zbiera znajdujący się wokół niego kurz. na samych nausznikach oprócz samego plastiku mamy wykonaną z metalu siatkę mesh, za którą znajdują się niebieskie diody. Mało również jest wypełnienia piankowego przy pałąku, aczkolwiek nie mogę narzekać na jakość użytej ekoskóry; jestem również pod wrażeniem szwów, są równe, nie prują się i wyglądają na wytrzymałe. Zewnętrzna wielkość padów to 80 mm, a wewnętrzna to 45 mm – głębokość natomiast to niecałe 15 mm

Mikrofon

Wykonany jest okej – podczas zmiany pozycji chodzi z lekkim oporem, równie dobrze się odgina, jednocześnie nie zmieniając zbytnio swojej pozycji przy bardziej stanowczych ruchach. Konstrukcja nie jest odpinana od muszli, nie da się go schować a jedynie unieść ku górze – zdecydowanie złe słuchawki na wypad na miasto. Jeśli chodzi o dźwięk – nasz głos jest oddawany nawet dobrze, w miarę naturalnie, ale największa jego wadą są szumy oraz to, że jest mega cichy. Nawet po podłączeniu do zewnętrznej karty dźwiękowej te nie ustały – najwidoczniej taka konstrukcja mikrofonu. Mikrofon nie posiada pop filtru. Na samym dole artykułu macie do pobrania próbki dźwięku tego też mikrofonu.

Dźwięk

Wszystko jest nie tak. Zaczynając od basów – może tutaj tragicznie nie jest, te są lekko spłaszczone, ale nawet to odbiera tę soczystość dźwięku. Przy tonach średnich bez rewelacji, cofnięty tonaż co jest dość mocno wyczuwalne nawet dla mało sprawnego ucha. Natomiast tony wysokie, jakby to delikatnie ująć, emm… no po prostu tragedia, te słuchawki brzmią, jakby ktoś wziął scenę tonów wysokich i po prostu pociął ją na pół. Instrumenty brzmią źle, saksofon jest kompletną pomyłką, gitara JAKO TAKO brzmi. Pozycjonowanie dźwięku również nie jest najlepsze, a do gier te słuchawki się na pewno nie nadają; momentami miałem prawdziwy problem, by określić, z której strony idzie przeciwnik. W kwestii dźwięku odczuwam wrażenie, że na mojej głowie spoczywa coś z marketu elektronicznego za 15-20 złotych.

Karta dźwiękowa Roccat Juke 7.1

Gitara elektryczna brzmi lepiej, da się tego słuchać, podobnie wyraźniejsza stała się perkusja, tony niskie zostały zdecydowanie podbite, choć nadal czuć niedosyt. Średnie tony scena nie jest już tak cofnięta, wyraźniejszy wokal. W kwestii przestrzenności dźwięku nie za dużo się jednak poprawiło, w grach dalej występuje problem z pozycjonowaniem kroków – niestety, choć jest minimalnie lepiej (albo to placebo). Tony wysokie nareszcie ożyły, słuchawki nadają się do niedzielnego słuchania muzyki, wokal śpiewaczki operowej jest na o wiele wyższym poziomie, jesteśmy w stanie odróżnić pojedyncze instrumenty czy chór od głównej sceny. Basy zdecydowanie dostały kopa, nabrały takiej „soczystości”, jednak nadal nie umywają się do Sharkoon’ów SGH2, a tym bardziej do testowanych również przeze mnie Cougarów.

Chciałbym wspomnieć, iż wykonany został przeze mnie „MOD kartonowy”, polegający na dodaniu warstwy grubego kartonu między nausznik a przetwornik, by zwiększyć dystans ucha od ów przetwornika – teraz słuchawki są wygodniejsze, minimalnie zwiększył się nacisk na głowę, aczkolwiek myślę, że młodsi słuchacze z mniejszymi głowami tego nawet nie odczują. Dodatkowo może to lekko zaburzać odbierany przez nas dźwięk, ale hej – w końcu nasze ucho nie styka się z przetwornikiem!

Wykonanie

Jak wspomniałem na samym wstępie wszędobylski, błyszczący plastik. Co prawda nic nie skrzypi, ale bałbym się o ostateczną wytrzymałość tejże konstrukcji. Pochwalić natomiast trzeba spasowanie elementów, tutaj wszystko jest okej; nigdzie luzów nie znalazłem. Okej  jest również użyta ekoskóra  – dobra, nic więcej. Mechanizm składania słuchawek też nie jest najlepszy. Po ich złożeniu pomimo blokady nauszniki latają. Dobrze zakotwiczony jest kabel, który…no właśnie. Jest długi, w oplocie i sztywny. Przy samych wejściach jack odgiął się do tego stopnia, że nie potrafię go wyprostować. Oprócz 2 wejść Jack znajduje się również wejście USB odpowiadające za podświetlenie na muszli w kolorze niebieskim, którego niestety nie możemy wyłączyć, oraz za malutki pasek znajdujący się na mikrofonie – ten świeci się niezależnie od tego, czy mikrofon jest włączony, czy nie. To może teraz kwestia pilota – sprawia wrażenie solidnego, wykonany z matowego plastiku; dość duży. Potencjometr chodzi z wyczuwalnym, lecz nie za dużym oporem – podobnie jak przycisk do wyciszania mikrofonu

Słuchawki Tracer Rune Illuminated
Słuchawki Tracer Rune Illuminated /fot. Kacper Fryta

Podsumowanie

Słuchawki kosztują w okolicy 100zł – niewarte swojej ceny, kilka lat temu za połowę tej kwoty wyposażyłem się w pomyłkę E-Blue Cobra, ale nawet one grają lepiej. Najlepszą ich zaletą jest mikrofon, który z jednej strony w dość naturalny sposób oddaje nasz głos, z drugiej nawet podłączony do zewnętrznej karty dźwiękowej szumi niemiłosiernie. Odkryłem sweetspot – zew. karta + podbicie + głośność mikrofonu na 65%, wtedy jako tako da radę tym coś nagrywać…na przykład Minecrafta, mikrofon brzmi idealnie tak, jak te stosowane do nagrywania tejże popularnej gry z 8 lat temu.

Konstrukcja posiada oświetlenie, którego wam nie pokazałem – bo nie ma czego, jasnoniebieska, waląca po oczach, niepotrzebna lampka. Plus leci za mały, bo mały, ale znajdujący się – rzep na kablu, pozwalający uporządkować ten ponad 2-metrowy kabel. Nie jestem w stanie zarekomendować tego sprzętu nikomu – chyba że ma dobrą dźwiękówkę i potrzebuje słuchawek awaryjnych, które dostanie za połowę ceny sklepowej max – w tym przedziale cenowym znajdują się, chociażby Sharkoony SGH2, a jeśli chodzi o sam dźwięk, wyłączając mikrofon – Superluxy HD669/681.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj